piątek, 5 kwietnia 2013

Rozdział 7


Hahahahahahaha! Wpadłam na nowy pomysł! Zupełnie ni z gruchy, ni z pietruchy! I powiem wam, że to całkiem niezły pomysł! Ktoś dołączy do tej historii! Ktoś zupełnie nie z tej bajki ^^
***
 Ten sen nie był o Volturi. I był całkiem przyjemny. W śnie Bella chodziła po lesie, ale nie po tym, który przemierzała z Edwardem. To był las otaczający jej elfie miasto. W tym lesie zwierzęta nie były aż takie dzikie, kwiaty oraz drzewa były większe i o wiele piękniejsze, a powietrze było bardziej rześkie i czyste. Tętniło tu życiem. Bella słyszała ciche pobzykiwanie pszczół, trzepot skrzydeł rozśpiewanych ptaków, niemal bezgłośne kroki kotowatych i psowatych, a także stukot kopyt innych czterokopytnych. Czuło się tu wręcz upajającą woń kwiatów i sosen.
W tym lesie panowała wieczna wiosna. I to było piękne.
Tak, to był bez wątpienia cudowny sen. Bella zaczęła w nim tańczyć z radości. Pląsała bez opamiętania po lesie z szerokim uśmiechem na twarzy. Tu czuła się szczęśliwa. Nawet mimo tego, że była tu sama i kogoś jej tu brakowało… Ale kogo? Nigdy nie lubiłam, jak ktoś mi siedział na głowie.Po dłuższej chwili tańca zauważyła, że zrobiło się trochę ciemnej i mrocznej. Nic już nie słyszała oprócz zimnego powiewu, który szeleścił niepokojąco w koronach drzew. Nie było już tu zwierząt. Tylko drzewa i ona...
Chyba...
Coś przemknęło z zadziwiającą prędkością zaledwie parę metrów od niej. Bella stanęła i rozejrzała się wokoło czując na placach zimny pot.
- Nie bój się. Zaufaj mi. - Usłyszała niebiański szept za sobą. Odwróciła się, by zobaczyć właściciela tego głosu, ale powietrze znowu zaszumiało i tajemniczej istoty już nie było.
- Kim jesteś? - Zapytała. O dziwo jej głos był spokojny i mocny, choć czuła się nieswojo.
Odpowiedziało jej znudzone westchnięcie.
- Nie tak szybko. Nie odpowiem dziś na to pytanie. Może lepiej zapytaj, gdzie jestem? - Nagle zorientowała się, że ten męski, aksamitny głos rozlega się w jej głowie... Dziwne uczucie.
- To gdzie jesteś?
Nadal nie widziała swojego rozmówcy. Czasem wyłapywała tylko jego cień. Bardzo niewyraźny cień. I bardzo dziwny. Kim była ta istota?
- Blisko! - Stwierdził pogodnie, lecz tajemniczo. - Bardzo blisko... Bliżej, niż myślisz... A jednocześnie jednak tak daleko. – Zadumał się.
- Czego ode mnie chcesz? – Kontynuowała elfka.
Zachichotał.
- Jejciu, czuję się jak kiepskim horrorze. Przez ciebie i te twoje dziwne pytania. - Ten głos kogoś jej przypominał. Ale kogo? Nie potrafiła sobie tego uzmysłowić.
- Nie możesz mówić normalnie? - Warknęła.
- Wow! Wreszcie odezwała się ta Bella, którą znam! A raczej tą, którą zna Edward. Panna Wiecznie Zirytowana Elfka.
- Nie wiecznie, tylko od czasu do czasu. – Prychnęła. - Czemu mówisz o Edwardzie? I czego chcesz?
- Chcę ci pomóc. – Zabrzmiało to bardzo poważnie. Z jakiegoś powodu Bella uwierzyła w dobre intencje tej istoty.
- Jak chcesz mi pomóc i w czym?
Chwila ciszy.
- Aro Volturi zrobi ci krzywdę, jeśli nic nie zrobimy. My wszyscy. Ja, ty… Edward.
- To Edward mnie tam ciągnie. Może...
- On tego nie chce! - Głos w jej głowie się zirytował. - Aro go zmusza do tego. I doskonale o tym wiesz, bo Pan Wampir ci o tym opowiadał.
- Edward jest miękki. Poddał się Arowi bez walki.
- Miękki? – Warknął. - Postaw się na jego miejscu. Aro grozi ci, że zabije twoją rodzinę, jeśli nie będziesz dla niego pracować. I co mu odpowiesz? - Zapytał jej rozmówca kpiąco, jakby wiedział, jaką ona dałaby odpowiedź.
Przez chwilę milczała.
- Nie poddałabym mu się tak łatwo. A wracając do mojej ucieczki, to może zrób tak, żeby Edward zemdlał, czy coś, i wtedy zniknę z tego świata.
- Chcesz spieprzyć do swojej elfiej krainy? Nic z tego. Tak ci nie pomogę. Za nic na świecie.
- Czemu?
- Bo to by było za łatwe. I dla mnie, i dla ciebie. Nie lubisz naszego drogiego ,,porywacza''?
Przegryzła wargę.
- Trochę. Właściwie... Nie wiem co mam o nim myśleć. Raz mnie wnerwia, raz patrzy na mnie... Czule... To bez sensu.
- To Edward. – Powiedział, jakby to było oczywiste, ale wyczuł niezrozumienie dziewczyny i dodał: - Wiesz, on ma dość pokrętne rozumowanie. Zawsze miał… - Tajemniczy ktoś zachichotał, a potem westchnął. - No, dobra. Starczy na dziś. Nie bądź taka niemiła dla niego. Jak będziesz grzeczniejsza, to może wtedy szybciej wcieli swój plan w życie.
- Jaki plan? Co on chce zrobić? – Zmarszczyła czoło. O co tu chodziło? Co to za porąbany sen?
- Chce się zmienić. A raczej zmienić swoje życie.
- Nie rozumiem.
- No i bardzo dobrze! - Znowu zachichotał. - Nie możesz wszystkiego wiedzieć zbyt szybko. Cierpliwości! Ja musiałem się jej nauczyć. Miałem na to sporo czasu. Ty o wiele mniej, ale i tak powinnaś być cierpliwa i wyrozumiała. No cóż, to bywaj! I bądź grzeczna! No, w miarę możliwości. Bo wiesz, Edward nie jest zbyt cierpliwy. Taa. To do następnego! - Pożegnał się wesoło nieznajomy.
I Bella otworzyła oczy.
- Do następnego?! - Szepnęła do siebie że zdziwieniem. - Mam dziwne sny. - Westchnęła.
- Faktycznie musisz mieć dziwne sny, skoro budzisz się mówiąc ,,do następnego" - Odezwał się pogodnie ktoś niedaleko niej. Rozejrzała się i ujrzała Edwarda swobodnie opartego o drzewo. Uśmiechał się łagodnie.
- Nie wiem dokładnie, co jadają elfki-tygrysice, ale orientuję się mniej więcej, co kupują do jedzenia ludzkie dziewczyny w twoim wieku. - Wskazał na jakąś plastikową siatkę leżącą obok Belli. Dziewczyna zajrzała do środka. 2 jabłka, kiść winogron, średnia pizza i rogaliki. Prawdopodobnie z czekoladą.
Milutko!, zdziwiła się. Patrząc na te smakołyki, poczuła straszny głód, który wcześniej ignorowała.
- Dzięki. Byłeś w mieście?
- Tak. Jest do niego jeszcze jakieś 10 kilometrów. Trafiłem z zakupami?
- Pewnie! W samą dziesiątkę! - Po raz pierwszy w ciągu ich znajomości obdarzyła wampira promiennym uśmiechem, czym niesamowicie go zdziwiła.
- Wiesz... Tak jest o wiele lepiej. - Wymamrotał.
- Ale co? - Nie zrozumiała.
- Jak się uśmiechasz. Wyglądasz wtedy przepięknie. - Nagle zorientował się, co powiedział i przeklął się w myślach. Idiota! Dlaczego nie mogłeś tego zatrzymać dla sobie?!
Bella na chwilę zaniemówiła. Po raz pierwszy komplement jakiegoś mężczyzny tak ją ucieszył. I wprawił w zakłopotanie. Poczuła, że się czerwieni.
- Ech, dziękuję. - Powiedziała cicho, po czym otworzyła pudełko z pizzą i urwała sobie kawałek. - Mmm, wegetariańska. Cudownie.
- Nie jadasz chyba mięsa?
- Nie. - Skrzywiła się. - Wszystkie elfy są wegetarianami.
Uśmiechnął się krzywo.
 Witajcie w klubie. Tylko że u wampirów wegetarianizm oznacza picie krwi zwierzęcej, nie ludzkiej.
- To dlatego masz złote oczy? Nigdy wcześniej nawet nie słyszałam o złotookich wampirach.
- Tak. Moja rodzina też nie poluje na ludzi.
Pokiwała ze zrozumieniem głową i ugryzła kęs pizzy.
- Ale kiedyś piłeś ludzką krew. – Powiedziała cicho siląc się na obojętność. Niby kiedyś jej o tym wspominał, ale chciała wiedzieć więcej. Sama nie wiedziała, dlaczego. Po prostu była tego strasznie ciekawa.
Zacisnął usta.
- Zdarzyło mi się. Paręnaście razy. - Powiedział bezbarwnym głosem. - Ale mój dar spowodował, że z tym skończyłem.
- Dlaczego?
- Nie mówiłem ci wcześniej?
- Powiedziałeś tylko, że trawiły cię wyrzuty sumienia.
- Bo gdy ich zabijałem, słyszałem ich myśli. – Mruknął ponuro. Bella przełknęła ślinę.
- Faktycznie. Ale inni chyba nie?
- Moja rodzina? Pewnie, że nie. Tylko ja umiem czytać w myślach. Ale mój brat, Jaser, czuje emocje ludzi i wampirów. Jest mu trochę ciężko się do nas dostosować, bo nie jest wprawiony we wstrzemięźliwości tak jak reszta. Ale go pilnujemy.
- Dużo masz rodzeństwa? I czy to twoje biologiczne rodzeństwo?
- Nie. Można powiedzieć, że adoptowane. Rosalie, Emmett, ja i moja przybrana mama, Esme zostaliśmy stworzeni przez Carlisle'a. Jaser i Alice sami nas znaleźli i zapragnęli z nami żyć.
- Spora ta wasza rodzina.
- Tylko Volturi mają u siebie więcej wampirów.
- Serio? Czyli naprawdę wampiry nie potrafią żyć razem?
- Zależy jakie wampiry. My, jak widzisz, jesteśmy wyjątkiem.
- Taa. Więc, czemu twoja rodzina nie poluje na ludzi?
- Wszystko dzięki Carlisle'owi. Jako człowiek polował na wampiry, wieki temu. Dosłownie. Pewnego razu ugryzł go wampir i Carlisle się przemienił. Wiedział, że stał się wampirem i czuł do siebie obrzydzenie. Unikał wszystkich żyjących stworzeń, ale w końcu nie wytrzymał i wgryzł się w jakieś zwierzę. Odkrył, że w większości zaspokoił swój głód. I postanowił tak żyć. Polować na zwierzęta, nie na ludzi. Został lekarzem i obecnie ratuje wiele ludzkich istnień.
- Naprawdę?
- Tak. W roku 1918 znalazł mnie umierającego i przemienił. Tak też było z resztą. Wampiryzmem dał nam drugą szansę.
- Lubisz go.
- bardzo. Jest dla nas przykładem. A twoja rodzina? Masz rodzeństwo? Rodziców?
Ku jemu zdziwieniu Bella pobladła.
- Jestem jedynaczką. Elfy nie są zbyt płodne.
- Kim są twoi rodzice?
Utkwiła wzrok w pizzy i wzruszyła ramionami. Edward wyczuł, że dziewczyna nie chce o tym rozmawiać.
- Nie ważne. Nie musisz nic mówić, jak nie chcesz. - Powiedział szybko. Pokiwała głową. Była wdzięczna, że wampir nie naciskał. On chyba nic nie wie... Nie wie, dlaczego Arowi na mnie tak zależy. I kim są moi rodzice... Oprócz tego Bella uświadomiła sobie, że zaczęła widzieć niewyraźnie.
- Bello? - Usłyszała zaniepokojony głos. - Czy powiedziałem coś nie tak?
- Nie... Nie ważne. Skończmy już ten temat. Proszę. - Wytarła łzy z policzka.
Edward był bardzo zaskoczony. Bella nigdy nie powiedziała słowa ,,proszę’’! No, może raz. Gdy chciała, żeby ją wypuścił i powiedział Arowi, że jej nie złapał.
- Nie ma sprawy. Będziesz jeszcze jadła, czy możemy już ruszać dalej?
Dziewczyna poderwała się do góry. Jej twarz przypominała obojętną maskę, ale Edward wyczuł, iż targają nią silne emocje.
- Tak. Chodźmy. Trzeba kiedyś dotrzeć do tego twojego miasta.
 ***
To jest ten pomysł ;) Uznałam, że urok osobisty Edwarda może nie zadziałać zbyt szybko i trzeba pomocy ,,z góry'''. Tak więc, Bella zyskała przyjaciela wkradającego się w jej sny.
Jak myślicie, dlaczego Aro chce mieć efkę we Włoszech? I kim są rodzice Belli? No oczywiście, że to Renee i Charlie, ale jaką rolę pełnią w tej historii?
Ciekawa jestem, co wymyślicie :D